admin@janzkolna.com
+48503513705
Waldemar Łysiak foto: Rzeczpospolita

Asfaltowy saloon

2011

...W odkrytych w roku 1929 zapiskach sławnego marynarza i kartografa tureckiego z przełomu XV i XVI wieku, Piri Reisa, czytamy, że dowiedział się on od jednego z towarzyszy Kolumba, iż wielki Cristobal Colon płynął na zachód wiedząc nie tylko o znajdującym się tam lądzie, ale nawet o tym, iż tamtejsi tubylcy uwielbiają kolorowe paciorki - wiedział to wszystko z książki pochodzącej z czasów Aleksandra Wielkiego. Reis wymienia także z nazwiska kilku żeglarzy, którzy uprzedzili Kolumba w dotarciu do Ameryki (np. Portugalczycy: Giuvana i Le Genois). Kto jeszcze dostarczył informacji Kolumbowi? Właśnie niektórzy z owych poprzedników, m.in. pewien kapitan, którego Kolumb spotkał w latach osiemdziesiątych na Maderze, ledwo żywego po tułaczce na zachodnim Atlantyku. Kapitan ten dotarł do tajemniczych wysp i lądów i wręczył Kolumbowi mapę z ich zarysami, co wiemy ze świadectwa jednego z towarzyszy Kolumba. Byłoby też dziwne, gdyby Kolumb nic nie słyszał o Janie z Kolna, który dotarł do Ameryki już w roku 1476. Zwłaszcza że prawdopodobnie był... członkiem tej wyprawy, w której Polak grał pierwsze skrzypce!

Jana z Kolna alias Johannesa Scolvusa Polonusa (w historiografii i dokumentach istnieje około dwudziestu podobnie brzmiących wersji jego nazwiska) przywykło się uważać za postać mityczną. W Polsce traktuje się tego żeglarza na równi z Wandą-co-nie-chciała-Niemca, Smokiem Wawelskim i krasnoludkami, co jest rzeczą tak zatrważającą, iż człeka nachodzi przypuszczenie, że za króla Olbrachta (Kolumb dotarł do Nowego świata w roku, w którym Jan Olbracht wstąpił na tron) nie tylko wyginie szlachta, ale i zdrowy rozum.

W roku 1570 francuski historyk, Franciszek de Belleforest, w swej Historii powszechnej świata wspomniał o Polaku Scolonusie jako o członku ekspedycji, która dotarła w roku 1476 do wybrzeży Labradoru, a została zorganizowana przez króla duńskiego Chrystiana I w celu wyjaśnienia, co się stało z koloniami wikińskimi założonymi niegdyś na Grenlandii. Kiedy Belleforest to pisał, nie minęło jeszcze sto lat od czasu wspomnianej wyprawy, dlaczego więc nie mielibyśmy mu wierzyć? Potwierdziły tę informację praca Holendra Wytflieta z roku 1597, sławna mapa Resena z roku 1605 i wiele innych dzieł, jednakże w ciągu ostatnich stu lat badacze skandynawscy i niemieccy (Storm, Larsen, Oleson, Hennig i in.) wykonali mnóstwo żenujących wprost w swej „przemyślności” piruetów, by dowieść, że ów Jan był Duńczykiem, Norwegiem, Niemcem i samym diabłem, byłe tylko nie Polakiem (m.in. twierdzili, że „Polonus” wzięło się z błędnego odczytania słowa „piloto”, że Jan był tylko członkiem wyprawy dwóch szyprów niemieckich, Pinninga i Pothorsta, która dotarła do Grenlandii, że Belleforest i Wytfliet to kłamcy etc.). Smutne, że niektórzy polscy historycy i publicyści dali się na te brednie nabrać.

Zacznijmy od narodowości Jana z Kolna pomorskiego lub mazowieckiego. Belleforest, Wytfliet, Resen, a także Pontanus (1631), Morisot (1643), Horn (1671), Coronelli (1691), Charlevoix (1744) i inni podają, że był Polakiem. Wszyscy oni korzystali z jakiegoś nie znanego nam źródła lub może z kilku źródeł i wszyscy nie mieli wątpliwości. W roku 1919 uczony z Meksyku, Nicolas Leon, potwierdził sarmackość Jana w oparciu o mało znane badaczom problemu źródła hiszpańskie („Historia General de Mexico”). Współczesna nauka duńska również zdaje się nie mieć zastrzeżeń, wskazywałoby na to wystąpienie delegata Danii podczas „rozróby” na forum ONZ, o czym jeszcze wspomnę.

Przejdźmy teraz do samej wyprawy w interpretacji dwóch uczonych, którzy nie tak dawno przedstawili rewelacyjne wyniki swych badań. W początkach lat siedemdziesiątych radziecki miesięcznik popularnonaukowy „Znanie-Siła” w artykule pod tytułem Jeszcze jeden Kolumb opublikował ustalenia J. Sielikowa. Przebadawszy nieznane źródła angielskie i duńskie Rosjanin nie tylko potwierdził, że Jan z Kolna, najpierw kaper gdański, a później sługa króla Chrystiana, dotarł do Ameryki opływając cieśninę Trzech Braci (Cieśnina Davisa), lecz także wysunął hipotezę, iż Kolumb był uczestnikiem tego rejsu i podwładnym Polaka. Jest to bardzo możliwe, gdyż lata 1470-77 to niemal biała plama w życiorysie Kolumba, zachowały się natomiast niejasne wzmianki o jego arktycznej podróży w owym czasie.

Mniej więcej w tym samym okresie, co Sielikow, a zupełnie niezależnie od Rosjanina, do identycznych (!) wniosków doszedł - badając m.in. stare zapiski skandynawskie - profesor Tadeusz Kowaleczko z Uniwersytetu w Santiago de Chile. Jako pierwszy podał on, że polski żeglarz, Johannes Scolvus, w młodości studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim! Zachęcony przez Stefana Bratkowskiego, przejrzałem spis studentów najstarszej polskiej uczelni, by sprawdzić tę sensacyjną informację. I znalazłem! Johannes de Colno rozpoczął studia w Krakowie na semestrze letnim Anno Domini 1455! Z tym większym zaufaniem podszedłem do kolejnych rewelacji profesora Kowaleczki. Według niego Jan z Kolna jako marynarz króla Christiana I dotarł do Ameryki dwukrotnie, w latach 1471 i 1476, i mieszkał przez cztery lata na terenie między dzisiejszymi Nowym Jorkiem i Bostonem. Podczas tej drugiej wyprawy płynął w towarzystwie okrętu Portugalczyka, Joao Cortereala, swego - jak się okazało - wroga, sprzymierzonego z synem Scolvusa znajdującym się pod wpływem żony, Niemki. Z Ameryki powrócił ciężko chory i dostał się pod opiekę Kolumba, któremu przed śmiercią (około roku 1484) przekazał bezcenne informacje. Czy to nie on był czasem owym kapitanem spotkanym na Maderze?

Teraz już wiemy, od kogo Kolumb wiedział, ale wcale nie muszą to być wszystkie adresy...

...Najpierw, podczas XXXVII Sesji Zgromadzenia Ogólnego, Włosi zaprotestowali przeciwko „hiszpanieniu” Kolumba przez Hiszpanów. „I cóż z tego, że okręty i flagi były hiszpańskie? Kolumb urodził się w Genui, a ta nigdy nie leżała za Pirenejami!” - ryknął przedstawiciel Włoch. Wysiłki mediacyjne państw trzecich doprowadziły do wynegocjowania kompromisu - w rezolucji mianującej rok 1992 Rokiem Kolumba znalazło się zdanie: „włoski podróżnik i odkrywca w służbie hiszpańskiej”. O jeden wyraz - „odkrywca” - za dużo jak na wytrzymałość Irlandczyków, Islandczyków i Duńczyków, którzy wpadli w szał i złożyli oficjalny protest. Delegat duński przypomniał Jana z Kolna, który wprawdzie „był Polakiem, ale miał okręt i całą załogę duńską”, Islandczyk wskazał na Leifa Erikssona, zaś Irlandczyk na mnicha-misjonarza spod Dublina, który 700 lat temu wylądował w Nowej Funlandii...